Lwów 79000
ul. Kopernika 42
tel. (+38) (0322) 72 05 85
65-lecie Polskiego Teatru Ludowego we Lwowie
55-lecie Teatru z ul. Kopernika!
Gdynia-Teatr Miejski im. Witolda Gombrowicza Niedziela, 2011-11-20 reżyseria: Zbigniew Chrzanowski
obsada: Luba Lewak, Kazimierz Kosydor, Wiktor Lafarowicz, Bogusław Kleban, Elżbieta Gelich, Andrzej Bowszczyk, Karolina Baczyńska, Wiktoria Słobodiana, Anna Babiczewa, Anna Paszkowska, Krzysztof Szymański, Artur Łucyk, Jarosław Sosnowski, Paweł Kuński, Marcin Wolloch To apokaliptyczna satyra na kształt (czy raczej bezkształt) współczesnej cywilizacji. Jak archaiczna bogini Stara Kobieta zasiada na monstrualnym śmietniku cywilizacji. Jest niezniszczalna! Ona chroni i podtrzymuje życie. Emanuje z niej energia, wola, gotowość zmierzenia się z otaczającym ją światem. |
|
|
Teatr na Kopernika 42... Ileż to wspomnień, wzruszeń, radości, spotkań przed laty i zupełnie na
świeżo. Spotkanie w 1973 roku jak zwykle było dziełem przypadku, choć pewnie prędzej czy później i tak by do niego doszło. Jeden z naszych studentów trafił na Łyczakowie na kogoś z Teatru - no i potoczyło się...
Nasza mała, 13- osobowa grupka studentów z Polski (we Lwowie co prawda nie mówiło się "z Polski", lecz "z kraju"), trochę na początku zagubiona w obcym mieście, nieznanym środowisku, a mająca ze dwa tygodnie wolnego czasu przed rozpoczęciem roku akademickiego na aklimatyzację, rozbiegła się po okolicy, na własną rękę poznając miasto. Przynosiliśmy do akademika na Wzgórzach Wuleckich różne wrażenia i doświadczenia, ale to spotkanie z Teatrem uważam do dziś za jedno z najważniejszych.
Pierwsze przedstawienie, na jakie trafiliśmy - poezje Norwida oprawione w muzykę Kurylewicza (urodzonego we Lwowie), z pięknym tańcem pary baletowej. Wrażenie było niesamowite: niewielka sala teatralna na I piętrze pałacyku Bielskich wypełniona po brzegi
odświętnie ubraną publiką i polskie słowo tak patriotycznie i pięknie podane. Siedziałem obok koleżanki, która wydawała z siebie dźwięki świadczące o wzruszeniu, co i mnie się udzieliło - i już byłbym się całkiem rozkleił, gdy nagle koleżanka ....kichnęła, co niezbicie dowodziło, że tym razem to raczej katar a nie wzruszenie. "Ładowaliśmy jednak co rusz swoje akumulatory" patriotyczną atmosferą, pamiętaną do dziś.
Chodziliśmy na spektakle bardzo często, po nich zaś za kulisy do wąskiego korytarzyka i ciasnej garderoby, gdzie w ścisku, wśród rozmaitych rekwizytów, ale jakże rozemocjonowani, szczęśliwi, wymienialiśmy wrażenia, poznając wspaniałych ludzi: Szefa, czyli Zbyszka Chrzanowskiego, jego siostrę Lidkę, Jolę Martynowicz, Lubę Bartosz, Janusza Tyssona, Jadzię Pechaty z mamą, Lubarta Leszczyńskiego, Władysława Łokietko, Kazia Ziembiewicza, Wacka Haniuka, Jurka Głybina, Irenę Słobodianą, Zosię Iwanow, Marysię Boryszko i wielu innych, no i rzadko widocznych na scenie, ale jakże ważnych: scenografa Walerę Bortiakowa (najpierw zobaczyłem go niemej w roli... ściany w niezapomnianej inscenizacji "Snu nocy letniej", do której to ściany tuliła się Tyzbe wspaniale grana przez pana Janusza Tyssona, choć - jak wspomina Walery - jego pierwsza i jedyna - co tu dużo mówić - karkołomna dla nie-Polaka sentencja w którejś ze sztuk - "konie zaprzężono" była tylko pamiętanym do dziś początkiem aktorskiej kariery, teraz Walery bryluje po polsku, jak gdyby mówił w tym języku od dziecka) "nadwornego" artystę - fotografika Aloszę Jutina, pana Dola i wielu, wielu innych.
Należy podkreślić, że właśnie w Teatrze uczyliśmy się od naszych lwowskich przyjaciół poprawnej polskiej wymowy, bo "Szef" nie darował nam na próbach "zjadanych" końcówek wyrazów ("ść" w słowach "miłość", "zazdrość" czy "dł" w slowach "zjadł", "mógł" itp.) jak też w drugą stronę - przesady w wymawianiu wszystkich głosek dla innych ("jabko" a nie "jabłko", czy "Kosiedoski" a nie "Kosiedowski").
Mam to we wdzięcznej pamięci do dziś.
Teatr był dla nas - przyszłych inżynierów, humanistyczną i kulturalną "odskocznią": miejscem wielu wzruszeń, radości, doświadczeń - bo przecież widziany z obu stron kulis, a więc bliższy niż zazwyczaj. Był też miejscem, gdzie we
wspaniałej atmosferze wzajemnej życzliwości odbywały się przeróżne spotkania i uroczystości: "Sylwester", wesele któregoś
z kolegów, moje uroczyste pożegnanie po zakończeniu studiów... Przedwojenna, niezbyt czytelna tablica nad wejściem informowała, że w tym domu w latach 1908-1914
mieszkał pierwszy komendant Związku Strzeleckiego Jozef Piłsudski... Tak to już we Lwowie jest, ze gdzie nie stąpnąć, tam historia... Po upadku ZSRR zespół zaczął wreszcie wyjeżdżać do Polski, był też w Anglii, występując z powodzeniem dla tamtejszej Polonii, a od kilku lat jego występy w kraju stały się prawie regularne, że wspomnę choćby udział w Zamojskim Lecie Teatralnym czy Festiwalu Teatrów Polonijnych.
Podczas sentymentalnej wycieczki do Lwowa w 2000 roku zostałem zaproszony na Kopernika 42 i wróciły stare wspomnienia, a moja młodzież mogła wreszcie zobaczyć to magiczne miejsce i poznać tych wspaniałych ludzi.
Wspomnieniom nie było końca. Młodzi ludzie przesiąkali atmosferą Teatru, po wyjściu zaś długo nie mogli ochłonąć z wrażeń, jakie stamtąd wynieśli.
|
Poniżej przedstawiam oficjalne informacje z broszury wydanej z okazji występów Teatru w Anglii, którą otrzymałem wraz z autografami od jego aktorów przy okazji występu Teatru z lwowską piosenką i humorem w sopockim Teatrze Kameralnym w 1999 roku.
Teatr Skarbka we Lwowie na starej litografii
|
Lwów, obok Warszawy i Krakowa najpoważniejszy polski ośrodek teatralny, korzeniami
scenicznymi sięga co najmniej końca XVI w. Odnotowano wówczas informacje
o widowisku żaków szkoły miejskiej.
W XVII wieku działały tu konwiktowe teatry jezuitów, pijarów i teatynów, a za
czasów saskich miał tu swoją siedzibę teatr hetmana Rzewuskiego, jeden z kilku teatrów dworskich Galicji Wschodniej. Kiedy od 1780 roku zaczęli zjeżdżać do Lwowa aktorowie warszawscy, Agnieszka i Tomasz
Truskolascy, Owsiński i inni, nie trafili na grunt jałowy. Już od 1781 roku
przyłączył się do nich Wojciech Bogusławski, a w pamiętnym 1794 r., tuż przed szturmem Pragi,
przeniósł się z Warszawy do Lwowa na pięć lat. Prowadził antrepryzę
w budynku pofranciszkańskim, wcześniej już przysposobionym do występów istniejącego
równolegle teatru niemieckiego. Wtedy właśnie buduje Bogusławski (architekt
Maraino) w Ogrodzie Jabłonowskich największy ówczesny teatr w plenerze,
obliczony na trzy tysiące miejsc. Wystawia tu m. in. Cud mniemany, czyli Krakowiaków
i Górali, a także sztuki Moliera i Szekspira (pierwszy polski
Hamlet w 1798 r. przełożony przez niego z niemieckiej adaptacji
Schroedera).
Przez następne 21 lat mężem opatrznościowym lwowskiej sceny był współpracownik
i uczeń Bogusławskiego, Jan Nepomucen Kamiński, który dla teatru i kultury
umysłowej Lwowa i kraju wniósł zasługi niepospolite. W roku 1817 napoleoński żołnierz i gospodarz Beńkowej Wiszni,
Aleksander hrabia Fredro zadebiutował jako autor dramatyczny Komedią naprędce.
Wrósł w teatr lwowski i pozostał mu wierny, tu bowiem miały miejsce pierwsze wykonania prawie wszystkich jego komedii. Przełomową zatem datę stanowi w tym ciągu rok 1842 i związane z nim nazwisko
Stanisława hrabiego Skarbka, wielkiego dobrodzieja lwowskich pracowników
sceny i jej miłośników. Dzięki staraniom u cesarza udało mu się uzyskać nowy przywilej teatralny, w
którym zawarowane było również istnienie polskiej sceny. Otworzył przy tym Skarbek
nowy, własnym sumptem wystawiony gmach — pierwszy z prawdziwego zdarzenia
budynek teatralny, wówczas jeden z największych w Europie, który przez ponad pięćdziesiąt
lat służył jako jedyna siedziba sztuki dramatycznej we Lwowie.
Sam Skarbek prowadził przedsiębiorstwo do śmierci, tj. tylko do1848 roku. Po nim
wielu było dyrektorów — wymieńmy tylko najważniejszych: Jana Nepomucena
Nowakowskiego i Witalisa Smochowskiego, Jana Dobrzańskiego, Adama Miłaszewskiego,
Zygmunta Przybylskiego i Ludwika Hellera, który był ostatnim dyrektorem w
gmachu skarbkowskim.
Kolejna data graniczna to rok 1872, kiedy — po wieloletnich zabiegach —
udało się wymóc na cesarzu cofnięcie
przywileju skarbkowskiego. W nowych warunkach politycznych (autonomia Galicji) oznaczało
to likwidację kosztownej i niechcianej imprezy niemieckiej i
usamodzielnienie bytu polskiego teatru, który nareszcie poczuł, że jest u
siebie. Wtedy — głownie dzięki staraniom Jana Dobrzańskiego — założona została
scena opery i operetki, wówczas jedyna w Galicji (Kraków nie miał bowiem
zespołu operowego). Jedną z wielu jej zasług było wprowadzenie pierwszego na
ziemiach polskich dramatu muzycznego Ryszarda Wagnera w
1877 roku.
W historii naszej sceny zapisały się te lata znakomitymi
nazwiskami i realizacjami: Tadeusz Pawlikowski dał początek świetnemu
zespołowi (m. in. Irena Solska, Paulina Wojnowska, Anna Gostyńska, Kazimierz
Kamiński,
Ludwik Solski, Karol Adwentowicz).
We
Lwowie debiutowali znakomici autorzy: Zapolska, Rittner, Perzyński. Tu odbyła
się prapremiera Legendy Wyspiańskiego w 1905 r. Tutaj również
— już w latach trzydziestych — rozwija Leon Schiller swoją koncepcję teatru
monumentalnego, która zaowocowała m. in. realizacjami utworów wielkich romantyków
(Dziady, Kordian, Sen srebrny Salomei).
Przyszedł wrzesień 1939 roku.
Wielowiekowe życie lwowskiej tradycji teatralnej, promieniującej na cały kraj,
zostało brutalnie przerwane.
|
|
Była to wiosna 1966 roku i moja ostatnia wizyta u Piotra Hausvatera,
już wtedy przykutego do łóżka śmiertelną chorobą. Na zawsze pozostało mi w
pamięci to spotkanie. Z gorejącymi oczami słuchał o moich planach - właśnie
pracowałem nad realizacją pracy
dyplomowej - "Ślubami panieńskimi" Aleksandra Fredry.
Zapomniałem o Jego chorobie, na gorąco dzieliłem się wiadomościami o przebiegu
prób, relacjonowałem zajęcia w szkole teatralnej, opowiadałem o przedstawieniach w moskiewskich teatrach. Żywo
interesował się losami naszych wspólnych znajomych i przyjaciół, szczególnie
wypytywał o swoich wychowanków-aktorów.
Czas biegł szybko, kiedyś potrafiliśmy rozmawiać godzinami, zauważyłem,
że jest już bardzo zmęczony i należało Go pożegnać. I dopiero wtedy zwróciłem
uwagę, że ta nasza jak się okazało,
ostatnia rozmowa odbywała się na tle znanego obrazu Jozefa Chełmońskiego Bociany,
który stał oparty o ścianę, bez ram, zajmując całą długość łóżka.
Piotr Hausvater - nauczyciel i wychowawca wielu pokoleń w przed i powojennym Lwowie
i, oczywiście, mój pierwszy reżyser. Jemu zawdzięczam wprowadzenie w arkana
sztuki w najszerszym tego słowa znaczeniu. Człowiek ogromnej erudycji - muzyk i
pedagog, autor podręczników szkolnych, świadek wspaniałych osiągnięć polskiej
sceny we Lwowie w latach 1900-1939. A ponieważ przed wojną był posiadaczem
niebagatelnej kolekcji malarstwa, to pierwszych w życiu wykładów z historii
sztuki wysłuchałem właśnie u niego w domu, w małym pokoiku na piętrze przy
ulicy Obwodowej. Kolekcja topniała w oczach, zasilając skromniutką
nauczycielską emeryturę Profesora, jak Go wszyscy zwykli tytułować.
Wspaniały obraz szkoły włoskiej Judyta z głową Holofernesa do dziś
jest ozdobą Lwowskiej Galerii Obrazów. Pewnego dnia, kiedy już czuł się bardzo osłabiony i coraz trudniej było mu pokonywać
drogę tramwajem z domu na ulicę Kopernika, gdzie mieściła się siedziba Polskiego Teatru,
zebrał nas i wyjął z nieodłącznej teczki sporą książkę. Po chwili zaczął
czytać, zdziwiliśmy się
wszyscy - nie był to tekst żadnej sztuki teatralnej.
To był zapis mowy pożegnalnej, wygłoszonej przez Jana Nepomucena Kaminskiego w 1842 roku —
twórcy i wieloletniego dyrektora polskiej sceny zawodowej we Lwowie. Jakże gorzka i rzewna
była ta przemowa, będąc równocześnie testamentem, którym Kamiński zamknął
swą półwiekową niemałą działalność dla sceny lwowskiej.
Kiedy Piotr Hausvater skończył czytanie zauważyłem płynące łzy z Jego oczu.
Poprosiłem kolegów o pozostawienie nas samych. Kiedy wyszli, zaczął szlochać. Milczałem,
trzymając Go mocno za rękę. Nie próbowałem Go nawet pocieszać, pragnąłem
jedynie uspokoić i dodać otuchy. Żegnał się z nami Człowiek, który był żywym
świadkiem świetności polskiego teatru we Lwowie. Żegnając się z nami, dał nam
jednocześnie lekcję z
Historii. Nam pozostały legendy i próba dotrzymania kroku.
|
Pierwsza „rodzinna" fotografia zespołu, rok 1958. Na pierwszym planie założyciel Teatru Piotr Hausvater.
|
Tyle razy już Ich oglądałem, tyle razy wsłuchiwałem się w oklaski wzruszonej widowni,
która po zapadnięciu kurtyny, jeszcze długo nie chciała się z Nimi rozstawać. Tak
przecież zawsze bywa kiedy gościnnie grają w Przemyślu, Zamościu, na Zamku w
Pułtusku, w Warszawie... Widownia ma jeszcze uszy pełne tekstów Fredry, Hemara,
Zapolskiej i co tam jeszcze mają w swym repertuarze, a mnie wtedy zawsze
jednako czas przenosi w wyścielane czerwonym pluszem krzesełko na pierwszym
balkonie Teatru Wielkiego. Moje pierwsze teatralne przeżycie, Gałązka
Rozmarynu. Teatr lwowski. Legenda narodowej sceny.
Kolebka fredrowskich komedii, pierwsze kroki Zapolskiej. Monarszy gest hrabiego
Skarbka fundującego ukochanemu miastu prawdziwy teatr...
I oto z wyroku historii po tych wszystkich wzlotach, po głośnych na cały kraj
spektaklach w Skarbkowskim, w Wielkim, w Rozmaitościach - pozostała ta malutka,
kilkudziesięcioosobowa salka w dawnym pałacyku hrabiów Bielskich przy Kopernika 42. Teatr Polski A.D. 94. Skrzyknięci z całego miasta zapaleńcy, przedpołudniami solidni nauczyciele, chemicy,
inżynierowie i elektrycy, raźno odtąd wieczorami wdziewać zaczęli na grzbiet kontusze i kierezyje, by — mocium panie — byc przez dwie godziny Cześnikiem, Czepcem i Kirkorem.
I tak to trwa na szczęście do dzisiaj. Dlatego, ilekroć ich oglądam, nie jestem w stanie wyzbyć się — może egzaltowanej — ale wszak bliskiej prawdy myśli, że największą rolę, jaką przyszło im opanować i grać wytrwale mistrzowsko — to rola spadkobierców tych wszystkich gigantów sceny: Kamińskiego, Frenkla, Adwentowicza, Solskiego, Siemaszkowej. Dziś nazywają się Zbigniew Chrzanowski, Anna Hausvater, Jola Martynowicz, Jadzia Pechaty, Stanisław Czerkies, Irena Słobodiana, Janusz Tysson, Lidia Ilku, Luba Lewak...
Tak samo wielcy jak tamci, wielcy swoja skromnością, a kto wie czy nie zasługując na jeszcze bardziej od tamtych gromkie brawa, bo polskie słowo, które ze sobą wożą po Podolu, Pokuciu i Podkarpaciu i Wołyniu, mierzyć tam dziś trzeba na wagę złota.
|
Walery Bortiakow
|
Urodził się w 1941 r. w Krasnojarsku na Syberii, po wojnie razem z rodzicami zamieszkał we Lwowie. Skończył tutaj szkołę średnią, Technikum Plastyczne i Instytut Poligraficzny, specjalizując się w grafice książkowej. Pracę zawodową rozpoczął w Ośrodku Telewizji Lwowskiej scenografią do Przygody z Vaterlandem
Leona Kruczkowskiego.
Jako scenograf współpracował wówczas z teatrami Lwowa, Dniepropietrowska, Omska, Symferopola. Na początku lat 70-tych, przeszedł do zespołu Polskiego Teatru Ludowego Obwodowego Domu Nauczyciela. Przy jego współpracy powstały
interesujące inscenizacje Wesela Stanisława Wyspiańskiego,
Fantazego Juliusza Słowackiego, Snu nocy letniej Wiliama Szekspira,
Pociesznych wykwintniś i Lekarza mimo woli Moliera.
W 1985 roku objął kierownictwo Polskiego Teatru, inaugurując je Zemstą
Aleksandra Fredry we własnej reżyserii i scenografii. Obok wszechstronnej działalności teatralnej — plastycznej, reżyserskiej, aktorskiej, jego wielka pasją są witraże.
W 1988 r. z okazji 30-lecia działalności Polskiego Teatru Ludowego we Lwowie Ministerstwo
Kultury PRL przyznało mu odznakę Zasłużony dla Kultury Polskiej.
|
Zbigniew Chrzanowski
|
Urodził się w 1935 r. we Lwowie w budynku Teatru hr. Skarbka, gdzie pracowali jego
rodzice. Ukończył slawistykę na Uniwersytecie Lwowskim i wydział reżyserii Wyższej
Szkoły Teatralnej przy Teatrze im. Wachtangowa w Moskwie. W latach 1958-1966 pracował
w Odrodku Telewizji Lwowskiej jako redaktor i realizator programów filmowych, muzycznych i
młodzieżowych. W 1966 r. po śmierci Piotra Hausvatera, został kierownikiem artystycznym Polskiego Teatru Ludowego Obwodowego Domu Nauczyciela we Lwowie.
Przygotował tam m. in. Pannę Maliczewską G. Zapolskiej, Sen nocy letniej W. Szekspira,
Pocieszne wykwintnisie Moliera, Antygonę Anouilha, Wesele S.
Wyspiańskiego Stara kobieta wysiaduje T. Różewicza.
Jako reżyser współpracował również z Ukraińskim Teatrem Akademickim i
Operą Lwowską Wesele — 1969 r. i Damy i huzary — 1976 r. w jego reżyserii, prezentowane
były na Wszechzwiązkowym Festiwalu Dramaturgii Polskiej i uhonorowane zostały dyplomami Ministerstwa Kultury ZSRR.
W 1978 r. Ministerstwo Kultury i Sztuki PRL przyznało Z. Chrzanowskiemu odznakę
Zasłużony dla Kultury Polskiej.
|
Kolejne „rodzinne" zdjęcie zespołu. Warszawa, styczeń 1993, sala na Zamku Królewskim. W pierwszym rzędzie z lewej: córka Piotra Hausvatera Anna i wnuczka Elżbieta. W drugim rzędzie trzeci z lewej - Jerzy Janicki
|
Na progu czterdziestolecia Wkraczający w swoje czwarte dziesięciolecie Polski Teatr Ludowy we Lwowie, działający przy Obwodowym Domu Nauczyciela, powstał na przełomie lat 1957/58 z inicjatywy emerytowanego nauczyciela - polonisty, wielkiego miłośnika polskiej literatury i teatru - Piotra Hausvatera (1894-1966), który skupił wokół siebie absolwentów trzech ówczesnych szkół z polskim językiem wykładowym - w większości własnych wychowanków, z którymi kiedyś realizował szkolne przedstawienia. Pierwszy występ nowopowstałego polskiego zespołu teatralnego odbył się 19 kwietnia 1958 roku w sali szkoły Nr 10 (d. Marii Magdaleny). W programie znalazły się małe formy dramatyczne, ale już jesienią Piotr Hausvater zrealizował Balladynę Juliusza Słowackiego, którą w grudniu tegoż roku zaprezentowano na scenie dawnej Bagateli pełniącej obecnie funkcję Domu Twórczości Ludowej. Występ ten odpyl się w ramach miejskich przeglądów twórczości amatorskiej i spotkał się z dużym zainteresowaniem władz kulturalnych Lwowa.
Od 1959 roku zespół przenosi się na stałe do Obwodowego Domu Nauczyciela (dawny pałac Bielskich) przy ul. Kopernika 42, który jest jego siedzibą po dzień dzisiejszy. Na przestrzeni długich lat pracy Teatr Polski skupił wokół siebie nie tylko Polaków, ale również Ukraińców i Rosjan zamieszkałych we Lwowie, zapewniając sobie również trwałą współpracę zawodowych twórców kultury - kompozytorów, plastyków i choreografów. Od premiery Panny Maliczewskiej G.Zapolskiej, która odbyła się w 1960 roku, funkcję reżyserską na równi z Piotrem. Hausvaterem zaczyna pełnić absolwent polonistyki Lwowskiego Uniwersytetu Zbigniew Chrzanowski, pracujący zawodowo w Ośrodku Telewizji Lwowskiej. W grudniu 1961 roku Republikańska Rada Związków Zawodowych nadała polskiemu zespołowi teatralnemu tytuł Teatru Ludowego, co zapewniało regularne występy, publikacje reklamowe oraz etaty dla kierownictwa artystyczno- administracyjnego oraz dotacje na wyjazdy z przedstawieniami poza obręb Lwowa. Uroczystość nadania tego tytułu zbiegła się z premierą komedii Milion Jerzego Jesionowskiego, który przybył na tę uroczystość z Warszawy. Od 1962 roku zawiązują się trwałe kontakty i wymiana twórcza z polskimi zespołami artystycznymi działającymi w Wilnie, m. in. z zespołem pieśni i tańca Wilia oraz zespołami dramatycznymi pracującymi przy wileńskich klubach medyków i kolejarzy. W 1966 r., po śmierci Piotra Hausvatera, kierownictwo artystyczne Teatru obejmuje Zbigniew Chrzanowski, który w tym samym roku ukończył wydział reżyserii w Moskiewskiej Szkole Teatralnej przy Teatrze im. Wachtangowa. W 1968 roku odbywa się uroczysty jubileusz z okazji 10-lecia Teatru. Teatralny zespół ma już na swoim koncie 25 premier i ponad 150 przedstawień, gościnne występy w pobliskich Mościskach i Samborze, ale także na kilku dużych scenach Wilna. Rok 1969 przynosi dwukrotne gościnne występy w Moskwie. W czerwcu odbyła się prezentacja dramatu Jean Anouilhea Antygona , a w grudniu Wesela Stanisława Wyspiańskiego z okazji II-go Festiwalu Dramaturgii Polskiej w ZSRR. Spektakle te oglądał rektor szkoły teatralnej, wybitny reżyser i pedagog Borys Zachawa, który podkreślił wysoki profesjonalny poziom Polskiego Teatru Ludowego.
Drugie dziesięciolecie zaowocowało wieloma interesującymi pozycjami repertuarowymi, m.in. Moliera i Szekspira. Z polskich utworów przede wszystkim należałoby wymienić Fantazego Juliusza Słowackiego, przygotowanego specjalnie na obchody 20-lecia Polskiego Teatru Ludowego. Z okazji jubileuszu Ministerstwo Kultury PRL przyznało Teatrowi zespołową honorowa odznakę Zasłużony dla kultury Polskiej . Taką samą odznaką Ministerstwo udekorowało indywidualnie kierownika artystycznego Teatru Zbigniewa Chrzanowskiego. W tym okresie w skład aktorski zespołu m. in. włączyła się studiująca we Lwowie młodzież z Polski. W drugim dziesięcioleciu na scenie Teatru zrealizowano 11 premier i blisko 200 przedstawień. Repertuar wzbogacił się również o współczesną dramaturgię polską takich autorów jak Tadeusz Różewicz ( Stara kobieta wysiaduje), Sławomir Mrożek (Serenada i Na pełnym morzu), z klasycznych pozycji grano Jubileusz Antoniego Czechowa. Garderoba teatralnych kostiumów wzbogacana była przez dary zawodowych teatrów z Polski, co znakomicie ułatwiało realizacje wielu pozycji repertuarowych. W trzecim dziesięcioleciu swego istnienia Teatr przeżywa dramatyczne wydarzenie - jego działalność omal nie zostaje wstrzymana przez ówczesne władze partyjne Lwowa. W październiku 1981 roku Zbigniew Chrzanowski, a z nim kilku aktorów, w tym 5 studentów z Polski studiujących na Politechnice Lwowskiej, zostają poddani działaniom represyjnym. Obywateli ZSRR pozbawia się pracy zawodowej i nauki, a obywatele PRL zostają wydaleni z uczelni i doprowadzeni w trybie przymusowym do granicy. Brutalnie zostały przerwane próby Kartoteki T. Różewicza.
Powrót do pełnej nazwy Teatru nastąpi dopiero w 1993 roku. Sytuacja zespołu uległa stabilizacji, gdy w 1985 roku kierownictwo artystyczne Teatru objął Walery Bortiakow -zawodowy scenograf, związany z Polskim Teatrem od 1972 roku - autor wielu wspaniałych scenografii, Rosjanin, urodzony w dalekim Krasnojarsku, a wychowany od dzieciństwa we Lwowie, szczerze rozmiłowany w polskiej kulturze, potrafił skupić zespół wokół siebie i zrealizować tak istotną pozycję w repertuarze Teatru, jaką jest Zemsta Aleksandra Fredry. W trzecim dziesięcioleciu zrealizowano 8 premier i 160 przedstawień. Szereg aktorów otrzymuje indywidualne odznaki "Zasłużony dla Kultury Polskiej". W jubileuszowym Wieczorze bierze udział również Zbigniew Chrzanowski, który podejmując pracę w zawodowych Teatrach w Szczecinie, Wałbrzychu i Wrocławiu, tak naprawdę nigdy nie przerwał swej współpracy z zespołem lwowskim.
Dzięki staraniom ówczesnego kierownika Agencji Konsularnej we Lwowie p. Włodzimierza Woskowskiego Teatr wyjeżdża po raz pierwszy w swej historii na artystyczne tournee do Polski, prezentując swój dorobek w Rzeszowie i Łańcucie. Od tego czasu Polski Teatr Ludowy ze Lwowa częściej ma możliwość zapoznać ze swoim dorobkiem artystycznym wielu widzów w Polsce: w Krakowie, Wrocławiu, Bielsku-Białej i Cieszynie, Olkuszu i Zakopanem, Pułtusku - a w styczniu 1993 roku po raz pierwszy w Warszawie na Zamku Królewskim, gdzie przedstawiono kompozycję literacko muzyczną pt. Szopka lwowska . Znaczącymi wydarzeniami w historii Teatru był występ w Lubaczowie podczas pielgrzymki Ojca Świętego do Polski ze sztuką Jego pióra Przed sklepem Jubilera i udział w uroczystościach w Rudkach z okazji powtórnego pogrzebu i poświęcenia rodowej krypty Aleksandra Fredry. Z okazji uroczystości Fredrowskich przygotowano Dawny spór Mariana Hemara. W ciągu ostatniego pięciolecia odbyło się 6 premier i ok. 100 przedstawień. W maju 1993 Polski Teatr Ludowy przygotował uroczysty wieczór poświęcony 200. rocznicy urodzin Aleksandra Fredry, który odbył się na scenie d. teatru Skarbkowskiego, z udziałem aktorów ukraińskich. W tym samym czasie, podczas oficjalnej wizyty Prezydenta RP Lecha Wałęsy na Ukrainie, w siedzibie Towarzystwa Kultury Polskiej Ziemi zostali udekorowani: Zbigniew Chrzanowski Krzyżem Oficerskim i Walery Bortiakow Krzyżem Kawalerskim, a 29 maja w pałacu Rady Ministrów w Warszawie zespołowi Polskiego Teatru Ludowego we Lwowie minister spraw zagranicznych RP prof. Krzysztof Skubiszewski wręczył Dyplom Uznania za wybitne zasługi dla Kultury Polskiej w świecie. Po trzydziestu pięciu latach swego istnienia i pracy Polski Teatr Ludowy we Lwowie ma w dorobku 50 premier i ponad 600 występów. Dwutygodniowe tournee w październiku 1993 roku w Anglii, występy w Manchester, Birmingham i Sheffield, a przede wszystkim spektakle w Londynie na scenie POSKu i występy w polskim klubie Biały Orzeł w dzielnicy Baalam, jakby uwieńczyły dotychczasowe osiągnięcia lwowskich artystów, podejmujących ambitną próbę kontynuacji sławnej tradycji teatralnej Lwowa - miasta które na trwale wpisało się do historii polskiej sceny. |
Dalecy i wciąż bliscy... Wilno i Lwów, miasta dawniej pod zaborami, a później pod jednym wspólnym zaborem, zawsze ciążyły ku sobie. Tym wdzięcznym pomostem była od lat pielęgnowana polskość. Polskie słowo odziane w odświętną szatę – barwę, dźwięk, gest, ruch – ściągało tłumy. „Gościnne występy Polskiego Teatru Ludowego ze Lwowa!” – obwieszczały afisze na wileńskich ulicach. Przyjeżdżali na zaproszenie „Wilii”, polskich zespołów dramatycznych „przy medykach” i „kolejarzach”. „Wilno we Lwowie!” – lotem błyskawicy leciała wiadomość, najczęściej pocztą pantoflową, bo afisz wileński we Lwowie nie miał za wiele zielonego światła, z wyjątkiem budynku przy ul. Kopernika 42, czyli na ścianie Obwodowego Domu Nauczyciela – dawnego pałacu Bielskich… Polskie zespoły twórcze na linii Lwów-Wilno spotykały się z sobą, obcowały, przyjaźniły…
Dzisiaj…
Dzisiaj Polski Teatr we Lwowie bywa w częstych objazdach, geografia jego gościnnych występów jest rozległa, kierunek – Zachód (Polska, Anglia, Szwecja…). A Wilno? Z polskimi zespołami artystycznymi z Wilna spotyka się… w Polsce z okazji festiwali, w których wspólnie biorą udział. Natomiast z widzem… Jest nadzieja, że jesienią 2003 ujrzymy ich nareszcie w mieście nad Wilią. „Rok bieżący – jubileuszowy – być może będzie nam tej wizycie sprzyjał, marzymy o tym” – mówi dyrektor artystyczny Polskiego Teatru we Lwowie, Zbigniew Chrzanowski.
Dzięki inicjatywie i energii skromnego nauczyciela. Polski Teatr we Lwowie, niczym diament w popiele, powstał w sowieckiej rzeczywistości na przełomie 1957-1958. Jego założycielem był Piotr Hausvater, rozmiłowany w literaturze i teatrze. Piotr Hausvater, nauczyciel polonista, człowiek światłego umysłu i gorącego serca, skupił wokół siebie zdolnych, wrażliwych młodych ludzi – absolwentów szkół z polskim językiem wykładowym – i razem z nimi zaczął „budować swój wielki teatr”. Pierwszy występ (a były to małe formy dramatyczne) odbył się w szkole nr 10 – 19 kwietnia 1958, i już jesienią tegoż roku zespół zrealizował „Balladynę” Słowackiego. Pokazana nieco później (w grudniu 1958) na scenie Domu Twórczości Ludowej (dawnej „Bagateli”) spotkała się z dużym zainteresowaniem lwowskich władz kulturalnych.
Wybór Julka Słowackiego na ojca chrzestnego teatru był niezwykle trafny. W 1959 zespół otrzymuje stałę siedzibę przy ul. Kopernika 42, funkcjonuje tam po dzień dzisiejszy… Naparstkowy pokoik, mała, ciasna salka z takąż sceną. Nigdy nie narzekali na warunki pracy, i dzisiaj nie narzekają. Pokochali ten budynek i tę małą scenę z ciasną salą widowiskową. Przez długie dziesiątki lat dowiedli, że na tej małej scenie można grać rzeczy wielkie, że można zmieścić na niej nawet, zmaterializowane z rozmachem czarujące „Wesele” Wyspiańskiego…
Od 1960 roku funkcję reżyserską równocześnie z Piotrem Hausvaterem zaczyna pełnić Zbigniew Chrzanowski, absolwent slawistyki Uniwersytetu Lwowskiego, pracujący zawodowo w Ośrodku Lwowskiej TV.
Od 1962 roku zostają nawiązane trwałe kontakty z polskimi zespołami artystycznymi w Wilnie.
Zbigniew Chrzanowski –dziesiątki lat pracy na małej i dużych scenach. W 1966 roku, po śmierci Piotra Hausvatera, kierownictwo artystyczne teatrem obejmuje Zbigniew Chrzanowski. Miał naonczas 31 lat, bogate doświadczenie artystyczne, w kieszeni – dyplom profesjonalnego reżysera. (W tym samym, 1966 ukończył wydział reżyserii w Moskiewskiej Szkole Teatralnej im. Wachtangowa). Reżyser i autor w jednej osobie, uzdolniony muzycznie i plastycznie okazał się w tym teatrze przysłowiowym bratem Anioła z Nieba. Niezwykle pracowity, ruchliwy, energiczny, piekielnie inteligentny, z miejsca zwrócił uwagę, zaskarbił sobie szacunek i miłość nie tylko lwowskich Polaków. Bo oto grać w tym zespole zapragnęli także Ukraińcy i Rosjanie, zauroczeni osobowością pana reżysera oraz wartościami, które hojnie z tej małej scenki serwował. A były to utwory Słowackiego, Mickiewicza, Fredry, Szekspira, Żeromskiego, Mrożka, Anouilha, Szewczenki…
Sukcesy, rozkwit i… dramatyczna przerwa. W 1968 teatr obchodził jubileusz swego 10-lecia – z udziałem licznego grona gości, w tym także z Wilna. Miał już naonczas w swoim dorobku twórczym 25 premier i ponad 150 przedstawień. Rok 1969 zaobfitował w ważne wydarzenia artystyczne. Zrodziły się na tej scenie dwie wspaniałe realizacje w reżyserii Zbigniewa Chrzanowskiego – „Antygona” Anouilha i „Wesele” Wyspiańskiego. Oba spektakle w tym samym roku były prezentowane na II Festiwalu Dramaturgii Polskiej w Moskwie i zdobyły przychylną opinię rosyjskich koneserów teatru. Niezapomniane, urokliwe „Wesele” utrzyma się w repertuarze teatru bardzo, bardzo długo – do dramatycznego roku 1981…
Drugie dziesięciolecie zaowocowało wieloma interesującymi realizacjami. Molier, Szekspir i znów… nieśmiertelny Słowacki. Na obchody jubileuszu 20-lecia wystawili „Fantazego”. Z tej okazji polskie Ministerstwo Kultury i Sztuki wyróżniło Teatr odznaką „Zasłużony dla Kultury Polskiej”. Taką samą odznaką indywidualnie został wyróżniony Zbigniew Chrzanowski. Są to czasy Teatrowi przychylne i szczęśliwe. Do zespołu zgłasza się młodzież z Polski, studiująca we Lwowie. Repertuar Teatru wzbogaca się o sztuki współczesne: „Stara kobieta wysiaduje” Różewicza, „Serenada” i „Na pełnym morzu” Mrożka. Z klasyki – „Jubileusz” Czechowa. (Wszystkie te spektakle oglądaliśmy w Wilnie).
Teatr jest u szczytu sławy.
Początek trzeciego dziesięciolecia przynosi Polskiej Scenie we Lwowie dramatyczne wydarzenia.
„Szkodliwie patriotyczne” „Wesele”. Rok 1981… W obawie przed szerzeniem się „solidarnościowego bakcyla” sowieckie władze ukraińskie podejmują dramatyczną próbę unicestwienia Polskiego Teatru we Lwowie. Pretekstem jest „szkodliwie patriotyczne” przedstawienie „Wesela” Wyspiańskiego (chwalone w 1969 w Moskwie) oraz… złożenie przez aktorów Teatru kwiatów przed pomnikiem Adama Mickiewicza we Lwowie (tradycyjnie, po każdej premierze, również i wcześniej składali otrzymane od widzów wiązanki kwiatów przed pomnikiem Wieszcza). Zbigniew Chrzanowski oraz kilkoro aktorów, w tym pięcioro studentów z Polski, studiujących na lwowskiej uczelni, zostają poddani działaniom represyjnym. Lwowianie, obywatele Związku Sowieckiego, zostają pozbawieni pracy zawodowej i nauki na wyższych uczelniach, natomiast obywatele PRL-u zostają wydaleni z uczelni i zmuszeni do powrotu do kraju. Brutalnie zostały przerwane próby „Kartoteki” Różewicza.
Zbigniew Chrzanowski, pozbawiony pracy w swoim zawodzie, jest zmuszony do opuszczenia rodzinnego Lwowa… Po długich zabiegach udaje mu się wyjechać na stały pobyt do Polski.
Warunek: „nie polski…”. Teatr jest zmuszony pójść na kompromis, to znaczy – przyjąć warunek postawiony przez ówczesne władze: zezwala mu się kontynuować działalność, ale pod warunkiem, że nie będzie się nazywał „teatrem polskim” i że będzie grywał sztuki w różnych wersjach językowych, czyli „w języku internacjonalistycznym”. Po dłuższych wahaniach, trupa aktorska przyjmuje ten warunek, z nadzieją doczekania się lepszych czasów. Grają A. Gelmana „My, niżej podpisani” (dwie wersje językowe: polska i rosyjska), A. Petrenki „Czerwoni siewcy” (w języku ukraińskim).
Pełna nazwa teatru – Polski Teatr – zostanie przywrócona dopiero w 1993 roku.
Walery Bortiakow, scenograf, admirator polskiej kultury. Sytuacja „internacjonalistycznego” zespołu uległa stabilizacji, gdy w 1985 roku kierownictwo artystyczne teatrem objął Walery Bortiakow, Rosjanin, profesjonalny scenograf, rozmiłowany w polskiej kulturze.
Jako scenograf współpracował także z innymi teatrami Lwowa, a także Omska, Symferopola, Dniepropietrowska. W 1972 rozpoczął współpracę z Polskim Teatrem pod kierunkiem Zbigniewa Chrzanowskiego. Od tamtej pory został w tym zespole autorem wspaniałych scenografii („Wesele”, „Fantazy”, „Sen nocy letniej”, „Lekarz mimo woli” …). W 1985 jako kierownik artystyczny Teatru zainaugurował sezon „Zemstą” Fredry we własnej reżyserii i scenografii. (Tę „Zemstę” także oglądaliśmy w Wilnie). Nieco później Bortiakow jako scenograf i reżyser zrealizuje „Odprawę posłów greckich” Kochanowskiego. „Zemsta” i „Odprawa” weszły na stałe do repertuaru Teatru, a Bortiakow błyśnie na domiar również uzdolnieniem aktorskim.
Powrót „wygnanego z raju”. W 1988, z okazji 30-lecia Polskiego Teatru we Lwowie Walery Bortiakow oraz liczni aktorzy zostaną wyróżnieni odznaką „Zasłużony dla Kultury Polskiej”. Wtedy to, w wieczorze galowym z okazji 30-lecia Teatru, weźmie udział Zbigniew Chrzanowski. „Zesłaniec”, jak powiedzą o nim później żartobliwie jego lwowscy koledzy. Dokładniej – „wygnaniec z raju”, z ukochanego Lwowa. W Polsce był cenionym reżyserem, pracował w teatrach Szczecina, Wałbrzycha i Wrocławia. Ale tak naprawdę, jak mówi dzisiaj – nigdy ze Lwowa „nie wyjechał”, to Lwów odjechał od niego…
Bogaty w wydarzenia rok 1993. Dzięki energicznym działaniom dyplomatycznym podjętym przez ówczesnego szefa Agencji Konsularnej we Lwowie, Teatr – po raz pierwszy w jego dziejach – wyjeżdża na gościnne występy do Polski: Łańcut, Rzeszów, a nieco później: Kraków, Wrocław, Cieszyn, Olkusz, Zakopane, Pułtusk i in. W 1993 pierwszy raz grali w Warszawie, w miejscu szczególnym, bo na Zamku Królewskim – zaprezentowali tam kompozycję literacko-muzyczną pt. „Szopka lwowska”. Potem był Lubaczów, akurat w czasie pobytu Ojca Świętego w Polsce, grali naonczas sztukę jego autorstwa „Przed sklepem jubilera”. A potem uczestniczyli w uroczystościach w Rudkach, z okazji powtórnego pochówku Aleksandra Fredry. Z okazji wielkiego jubileuszu Fredry (200 rocznica urodzin) wystawili „Dawny spór” Mariana Hemara.
W ogóle rok 1993 przyniósł Teatrowi mnóstwo wspaniałych artystycznych osiągnięć, nagród, występów gościnnych. W czasie oficjalnej wizyty prezydenta RP Lecha Wałęsy na Ukrainie, zostali naonczas udekorowani: Zbigniew Chrzanowski – Krzyżem Oficerskim Zasługi RP i Walery Bortiakow – Krzyżem Kawalerskim Orderu Zasługi RP, a znów w Warszawie, w siedzibie Rady Ministrów, minister spraw zagranicznych prof. Krzysztof Skubiszewski wyróżnił cały zespół Teatru Dyplomem Uznania za wybitne zasługi dla kultury polskiej w świecie.
1993 rok, to także dwutygodniowe tournée po Anglii – występy gościnne w Londynie i w innych miastach Wielkiej Brytanii.
Serdecznie witani… również na Ukrainie. W ostatnim dziesięcioleciu występy Teatru w Polsce są coraz częstsze i gęstsze: występ na Rynku Zamojskim podczas Zamojskiego Lata Teatralnego, udział w Spotkaniach Teatrów Polskich z Zagranicy w Bielsku-Białej, Cieszynie, Zakopanem, Krakowie i Rzeszowie, udział w Tygodniu Kultury Chrześcijańskiej w Lubaczowie, w Festiwalach Kultury Kresowej w Głogowie i Mrągowie, a także w Tyskich Spotkaniach Teatralnych na Śląsku. Ponadto – występy w Przemyślu, Lublinie, Tarnowie, Wrocławiu, Płocku, Poznaniu, Szczecinie… Teatr z „Szopką lwowską” wędruje po większych i mniejszych miastach (m.in. gościł także w Złotoryi, Legnicy, Toruniu, Bydgoszczy) – witany wszędzie z dużym aplauzem i wyjątkową serdecznością.
Wreszcie – po raz pierwszy w dziejach Teatru – zespół wystąpił w Kijowie, podczas obrad konferencji na temat kultury polskiej na Ukrainie (zagrali „Zemstę” Fredry). Teatr wziął także udział w I Festiwalu Polskiej Kultury na Ukrainie. Ponadto wystąpili również na stołecznej scenie Mińska oraz w Nowogródku, w Muzeum Adama Mickiewicza.
Nie omijają także miast i miasteczek na Ukrainie. Chętnie jadą tam, gdzie są mile oczekiwani, potrzebni: Drohobycz, Sambor, Stryj, Gródek, Mościski, Łanowice, Łuck, Krzemieniec, Złoczów, Stanisławów (Iwano-Frankowsk), Kołomyja, Żółkiew i in… Wreszcie – podróże artystyczne po Szwecji: Göteborg, Malmö, Sztokholm…
Rok 2002… Po długich latach, Zbigniew Chrzanowski wraca do przerwanej „Kartoteki” Różewicza. Spektakl premierowy i następne przynoszą reżyserowi i całemu zespołowi ogromny sukces i wysokie uznanie krytyków. W tym samym roku Hemarowski cykl „To, co najpiękniejsze” zostaje wzbogacony o kolejną jednoaktówkę, poświęconą Ignacemu Krasickiemu – jest to „Fraszkopis”. Marian Hemar „nie opuszcza” teatru. W roku bieżącym zespół przymierza się do jego „Dwaj panowie B”. Także z dużą niecierpliwością widz lwowski oczekuje jeszcze jednej w roku bieżącym realizacji. A będzie to „Szklana Góra” Andrzeja Nikodemowicza – bajka muzyczna, której koncertowa wersja już się odbyła we Lwowie z okazji Międzynarodowego Festiwalu Muzycznego „Kontrasty” 1999.
17 i 18 maja 2003 – uroczystości jubileuszowe. 45 lat – blisko 70 premier, narodziny każdej z nich, to temat godny opasłego dzieła w kontekstach: artystycznym, historycznym, socjologicznym, politycznym wreszcie. 17 maja 2003 na program uroczystego wieczoru jubileuszowego złożyły się następujące utwory: Sławomira Mrożka „Polowanie” (fragment), Jana Kochanowskiego „Odprawa posłów greckich” (fragment), Zbigniewa Herberta „Tren Fortynbrasa”, Stanisława Moniuszki „Straszny dwór” (aria Skołuby), Aleksandra Kozińskiego „Słuchając Chopina”, Cypriana K. Norwida „Promethidion” (fragment), „Czułość” (muzyka Andrzeja Kurylewicza), Stanisława Wyspiańskiego „Wesele” (fragment), Zbigniewa Herberta „Modlitwa Pana Cogito – podróżnika”, Mariana Hemara „Fraszkopis” (fragment), „Pamięci Kolegów poświęcam” oraz – stara lwowska piosenka „Na Wysokim Zamku”.
Scenariusz i reżyseria – Zbigniew Chrzanowski, scenografia – Walery Bortiakow.
…Wiązanki kwiatów, serdeczne gratulacje, piękne przemówienia, wyrazy uznania i wdzięczności… Z grona osób oficjalnych ministra kultury Ukrainy reprezentował dyrektor generalny Lwowskiego Akademickiego Teatru im. Zańkowieckiej Andrzej Maciak, ministra kultury RP, dyrektor Departamentu Sztuki i Promocji Twórczości Adrianna Potyniecka. Odznakami „Zasłużony dla Kultury Polskiej” zostali wyróżnieni: Irena Słobodiana i Alfred Klimczak (aktorzy) oraz Aleksy Jutin (fotografik, wieloletni dokumentalista dorobku artystycznego Teatru) i Aleksander Koziński (muzyk i pianista).
18 maja 2003 w lwowskim kościele pw. Marii Magdaleny odbyła się intencyjna msza jubileuszowa celebrowana przez ks. biskupa Leona Małego oraz odsłonięcie odtworzonej (praca lwowskiego medaliera Jarosława Skakuna) podobizny Jana Nepomucena Kamińskiego (1777-1855) na jego pomniku nagrobnym na Cmentarzu Łyczakowskim. W ceremonii tej uczestniczyli ks. biskup Leon Mały, konsul generalny RP Krzysztof Sawicki i dyrektor Departamentu Sztuki i Promocji Twórczości Adrianna Potyniecka.
Aktorzy złożyli wiązanki kwiatów na grobach swych nieodżałowanych kolegów i koleżanek ze sceny, przyjaciół serdecznie z Teatrem związanych: Piotra Hausvatera (założyciela Teatru), przedwcześnie zmarłych – Lubarta Leszczyńskiego, Mariona Iłku… Kwiaty złożono także na innych cmentarzach.
28 i 29 czerwca 2003, „Mojżesz” w Warszawie. „Osobą, która przez dziesięciolecia dźwiga cały trud organizacyjny, a przede wszystkim artystyczny Polskiego Teatru we Lwowie, która buduje swym talentem, wiedzą, ciągłą pracą jest Zbigniew Chrzanowski – reżyser, aktor, dyrektor artystyczny. I menadżer. Wszystko to czyni oczywiście społecznie. Tak zresztą pracuje cały zespół. Z Chrzanowskim przyszło nam się zaprzyjaźnić szczególnie, już to dlatego, że na stałe mieszka on w Przemyślu (w każdą sobotę i niedzielę dojeżdża jednak do Lwowa, by brać udział w próbach), już to dlatego, że przez wiele lat współpracowaliśmy organizując mnóstwo różnych imprez na Kresach. Zbigniew Chrzanowski – jakże znacząca postać w naszej kulturze”. (Mariusz Olbromski, dyrektor Muzeum Narodowego Ziemi Przemyskiej, wieloletni organizator pomocy Polakom na Wschodzie).
Zbigniew Chrzanowski urodził się we Lwowie, w budynku Teatru hrabiego Skarbka, gdzie pracowali jego rodzice. Jest przekonany, że to sam Los rzucił go w ramiona Teatru. Polskiego – przede wszystkim, ale nie tylko. Jako reżyser Chrzanowski współpracował także z Ukraińskim Akademickim Teatrem Dramatycznym i Operą Lwowską. Po długiej, wymuszonej przerwie, ta współpraca wróciła na normalne tory, w szczególności z Teatrem Opery i Baletu. Jednym z największych jego dokonań artystycznych na tej scenie była realizacja opery Myrosława Skoryka „Mojżesz” według poematu Iwana Franki. Premiera „Mojżesza” w reżyserii Zbigniewa Chrzanowskiego odbyła się w 2001 roku z okazji wizyty Ojca Świętego Jana Pawła II we Lwowie. Obecnie, w dniach 28 i 29 czerwca 2003 r. „Mojżesz” w ramach gościnnych występów Lwowskiego Państwowego Akademickiego Teatru Opery i Baletu w Warszawie, zostanie zaprezentowany w Teatrze Wielkim.
Ten fantastyczny skok – z małej scenki amatorskiej Polskiego Teatru we Lwowie na dużą, operową, profesjonalną nie przewraca reżyserowi Chrzanowskiemu w głowie. Wróci i stale będzie wracał do budynku przy ul. Kopernika 42 we Lwowie, do Teatru, któremu od wczesnej młodości poświęcił się bez reszty.
…Teatr życiem płacony, jak powiedział Poeta…
Alwida A. Bajor
Mariusz Olbromski
REDUTA POLSKIEJ KULTURY
W 45-LECIE POLSKIEGO TEATRU WE LWOWIE Rocznik Lwowski 2003
Instytut Lwowski, Warszawa
O! Sztuko — Wiecznej tęczo Jeruzalem,
U ALEKSANDRA FREDRY
Nigdy nie zapomnę tej chwili, gdy pierwszy raz ujrzałem Polski Teatr ze Lwowa. Oto widzę postać o szlachetnych, ujmujących rysach, która wolno, na widowni zapala świece i kiedy wchodzi na scenę — podnosi się kurtyna. Widzę postacie w kontuszach, panie w pięknych strojach. Zaczyna się
Dawny spór Mariana Hemara, ta polemika między Fredrą a Sewerynem Goszczyńskim, o to, czy godzi się śmiać, pisać komedie, gdy kraj jest w niewoli... Z każdą chwilą spektakl coraz bardziej mi się podoba, coraz bardziej przemawia do mnie gra aktorów, i osobno — ich śpiewna, lwowska polszczyzna. Nie tylko ja jestem poruszony, zachwycony, bo sceny i poszczególne kwestie aktorów przerywane są burzliwymi oklaskami.
A miejsce tego pierwszego spotkania z Teatrem jest szczególne, bo to Rudki, odległe od Przemyśla, skąd przyjechałem, zaledwie o trzydzieści kilka kilometrów. Rudki — miejsce pochówku Aleksandra Fredry. Małe miasto, rynek ze starą, ciekawą zabudową, trochę przypominający mój Lubaczów, a dalej szare, betonowe bloki — dzieła architektów sowieckiego komunizmu.
Pierwszy dzień tego pierwszego spotkania z Teatrem też jest wyjątkowy, 29 września 1990 r. To dzień ponownego pochówku Aleksandra Fredry, którego sarkofag i szczątki zostały wcześniej sprofanowane za czasów totalnego systemu. Dzień przywrócenia Fredrze prawa do godnego wiecznego spoczynku. Świadectwo o tym, że pamiętamy o nim.
Bo oto przed spektaklem Teatru byliśmy w tutejszym kościele. Świątynia stara, murowana, z cegły, dopiero co udostępniona wiernym. Jeszcze z dziurawym dachem, w rynnach wyrosły brzozy i tańczą na wietrze. Wnętrze zniszczone, na sklepieniach ślady po zaciekach. Jedynie pozostał ołtarz główny, ale też wymaga konserwacji. Nie zachowały się freski, więc ściany pobielono na tę uroczystość, pachnie wapnem. Świątynia wypełniona wiernymi. Msza święta. Piękna homilia księdza biskupa Stefana Moskwy z Przemyśla. Przemawia wiceminister kultury RP, następnie wojewoda lwowski, a po nim prof. Bogdan Zakrzewski z Wrocławia, znawca twórczości Fredry, inicjator tej uroczystości. Później idziemy do kaplicy Fredrów, która jakimś cudem ocalała. Pięknie zaprojektowana, marmurowe tablice, popiersia, napisy po łacinie i po polsku. Z niej schodzimy do krypty wąskimi, starymi schodami. Nowy sarkofag Fredry jest skromny, kamienny. Odmawiamy Wieczny odpoczynek racz mu dać Panie. Składamy kwiaty, chwila milczenia. Zapalamy znicze.
Po uroczystościach kościelnych, po spektaklu Teatru udajemy się do Beńkowej Wiszni odległej od Rudek o dwa kilometry, do pałacu Aleksandra Fredry, w którym mieszkał i tworzył. Wspaniały gmach zachował się dobrze, choć wnętrza zamieniono na klasy szkoły rolniczej. Pozostały jeszcze stare, ozdobne parkiety i piece z epoki. I właśnie w tym pałacu spotykam twórców Teatru, poznajemy się. Idziemy na długi spacer do otaczającego pałac rozległego parku. Jest słoneczny, jesienny dzień. Ze starych drzew lecą złote liście. Chodzimy po alejach z Rejentem, Cześnikiem, Hrabią, Goszczyńskim... Rozmawiamy, zaprzyjaźniamy się. Schodzimy do wąwozu, gdzie płynie spokojnie mała rzeczka Wiszeńka. Lustro wody odbija nasze twarze, postacie. Nurt wodny lśni, przepływa...
SPOTKANIA
Później przez ponad dziesięć lat mogłem przeżywać kolejne premiery Teatru, które potwierdziły moje pierwsze olśnienie nim i przekonanie o tym, że jest to zjawisko w naszej kulturze wyjątkowe, że Teatr ten ma swoją niepowtarzalną poetykę i wielką siłę oddziaływania.
Lata dziewięćdziesiąte i późniejsze były dla Teatru czasem wytężonej pracy, niezliczonych podróży po Ukrainie, po Polsce, a także peregrynacji dalekich, jak np. do Londynu.
Cieszyłem się każdym sukcesem lwowian. A mieli ich wiele. Wyrazy uznania dla Teatru były różnorodne — od zwykłych widzów w zagubionych małych miasteczkach poprzez wielkie centra kultury —jak Warszawa czy Kijów — do gratulacji od prezydenta RP na uchodźstwie, Ryszarda Kaczorowskiego, czy podziękowań i odznaczeń od prezydenta Lecha Wałęsy w czasie jego historycznej wizyty we Lwowie.
Teatr też gościł na moje zaproszenie w Lubaczowie, uświetniając tam Tygodnie Kultury Chrześcijańskiej, a także zaprezentował sztukę Karola Wojtyły Przed sklepem jubilera w czasie pamiętnej wizyty papieża w 1991 r. w tym mieście. Wielokrotnie występował w Przemyślu w sali teatralnej na Zamku Kazimierzowskim. Zawsze były to spotkania, które trafiały do serca. W domu dzieliliśmy się wrażeniami z przeżytych spektakli, Teatr niejako wszedł w nasz dom w przenośni i dosłownie. Często bowiem gościliśmy aktorów i twórców Teatru. Były to zawsze wizyty, które sprawiały nam radość.
Któregoś dnia, kiedy mieszkaliśmy jeszcze w Arboretum w Bolestraszycach, w pięknym parku otaczającym dwór, w którym niegdyś gospodarował i tworzył Piotr Michałowski, odwiedził nas nagle, nie uprzedzając, cały Teatr. Kilkanaście osób. Jakoś pomieścili się w naszym największym pokoju, jakoś żona potrafiła przygotować dla wszystkich skromną kolację, a potem były rozmowy, żarty i śpiewy — istny spektakl tworzony na żywo — który skończył się dopiero rano. Byliśmy z nimi szczęśliwi.
Podobna atmosfera panowała w czasie nocy sylwestrowej trzy lata temu, którą spędziliśmy we Lwowie, bawiąc się w siedzibie Teatru razem z zespołem i zaproszonymi gośćmi.
Na Warsztaty Kulturowo-Artystyczne organizowane przez ostatnie siedem lat przez moją żonę, zawsze byli zapraszani współtwórcy Teatru: aktorki, które są zarazem utalentowanymi malarkami — Krzysia Grzegocka, Jadzia Pechaty oraz aktor, Jarek Sosnowski. Kierownikiem artystycznym tych plenerów był przez wiele lat Walery Bortiakow, znakomity malarz i pedagog, a zarazem aktor i świetny scenograf Teatru. Często odwiedzał nas też Stanisław Czerkas, prezes Towarzystwa Kultury Polskiej Ziemi Lwowskiej, który również współtworzył Teatr i ma w swym dorobku wiele ciekawych kreacji scenicznych. Wielka gwiazda Teatru Jola Martynowicz, pełna subtelności Lidka Chrzanowska-Iłku oraz charakterystyczny aktor Janusz Tysson zostawiali po każdej swojej u nas wizycie coś z niepowtarzalnej aury Lwowa. Łubka Lewak oraz matkująca wszystkim Halina Pechaty, obdarzona czystym sopranem (m.in. niezapomniana odtwórczyni Łyczakowskiej Madonny autorstwa Jerzego Michotka) wprowadzały zawsze atmosferę subtelnego humoru i pogody. Osobą, która dźwiga przez dziesięciolecia cały trud organizacyjny, a przede wszystkim artystyczny, która buduje Teatr swym talentem, wiedzą, ciągłą pracą jest Zbigniew Chrzanowski — reżyser, aktor, dyrektor artystyczny i menager. Wszystko to czyni oczywiście społecznie. Tak zresztą pracuje cały zespół. Z nim przyszło nam się zaprzyjaźnić szczególnie, już to dlatego, że na stałe mieszka w Przemyślu (w każdą sobotę i niedzielę dojeżdża jednak do Lwowa, by brać udział w próbach), to dlatego, że przez wiele lat współpracowaliśmy, organizując wiele ważnych imprez na Kresach. Zbigniew Chrzanowski — jakże znacząca postać w naszej kulturze.
TEATR MAŁY — TEATR WIELKI
Teatr Polski we Lwowie to zjawisko wyjątkowe w sensie artystycznym i socjologicznym. Budują go dużej miary indywidualności twórcze, jakże różnorodne. Jedni, jak Zbigniew Chrzanowski czy Walery Bortiakow, obdarzeni zostali nie tylko talentami, ale posiadają również przygotowanie profesjonalne do pracy w teatrze. Inni dopiero jednak tam poprzez uporczywą pracę budują swą osobowość artystyczną. Bo mała sala w siedzibie Teatru, mieszczącego się przy ul. Kopernika, w dawnym pałacu hrabiów Bielskich (obecnie Obwodowy Dom Nauczyciela), to nie tylko miejsce spektakli, ale także uporczywych prób, to w jakimś sensie — prywatna szkoła teatralna Zbigniewa Chrzanowskiego, który godzinami uczy młodych, a także starszych, gestu, ruchu, całego kunsztu aktorskiego. Do Teatru przyjmowani są ci, którzy zafascynowani kulturą polską
— i nie tylko — zgłaszają się jeszcze niepewni, czy dobrze czynią i zazwyczaj — zostają w nim na zawsze. Teatr jest polski, ale przez lata pracowali w nim także Ukraińcy, Rosjanin, artyści pochodzenia żydowskiego. Wszyscy z wielką pasją i zaangażowaniem, dla samej satysfakcji artystycznej. W repertuarze — a w ciągu 45 lat działalności to ponad 60 premier — znajdziemy głównie dramaty polskie, ale nie tylko. Teatr grał np. sztuki Szewczenki, wtedy, gdy nie ośmielił się tego zrobić żaden inny teatr we Lwowie. O czym dziś Ukraińcy dobrze pamiętają.
Gdybym miał określić formułę tego Teatru, nazwałbym ją stylem „Rzetelnego Artyzmu". Nie szuka on bowiem jakiejkolwiek formuły jakże dzisiaj modnego teatru awangardy. I choć jego twórcy potrafią się posłużyć wszystkimi środkami, jakie tym teatrom służą, wybrali przecież inną drogę.
Sądzę, że wynika to z kilku przesłanek.
Po pierwsze: z artystycznej — jakże cennej — pokory. Pokory czy szacunku dla tekstu, np. Słowackiego, Szekspira czy Różewicza, z którym nie należy zbytnio eksperymentować, tylko przyjąć go w całym jego przesłaniu. Nie manipulować nim w imię własnych koncepcji. Niech Słowacki zostanie Słowackim, Fredro — Fredrą.
Po drugie: z zaufania dla inteligencji widza, który potrafi sobie znakomicie sam „dopisać" współczesny kontekst przedstawienia. Cóż bowiem znaczy Odprawa posłów greckich Jana Kochanowskiego —jakże tradycyjny tekst — grany przez Teatr na początku nowego tysiąclecia w Zamościu czy Warszawie?
Wreszcie jak można się domyślać — konwencja ta wynika z uznania dla wielkiej tradycji teatralnej Lwowa — teatru Schillera, Horzycy, innych — jest próbą, na miarę możliwości, podtrzymania jej i rozwinięcia. Każdy więc spektakl w ciągu 45 lat działalności to osobny, często znakomity pomysł artystyczny — reżyserski, scenograficzny, to osobne kreacje aktorskie i często znakomita realizacja mieszcząca się wszelako w szeroko rozumianej formule teatru tradycyjnego, teatru, gdzie słowo odgrywa szczególną rolę, ale ważny jest też dźwięk, światło, gest, mimika...
I jeszcze jedna refleksja. Jest to w zasadzie teatr kameralny. Tworzy go bowiem zespół zaledwie kilkunastu osób — indywidualności. W swej siedzibie artyści grają na małej scenie dla niezbyt wielkiego grona widzów.
Teatr mały — jeśli brać pod uwagę liczbę aktorów, wielkość sceny, możliwości finansowe. Teatr, w którym jest niezwykły scenograf— Walery Bortiakow — wyczarowuje prawie z niczego niepowtarzalne światy i ubiera aktorów w pełne fantazji kostiumy.
Teatr wielki — jeśli brać pod uwagę głębię artystyczną — ideową, tudzież wytężoną, żmudną wieloletnią pracę, która konstytuuje znakomicie osiągnięcia.
Czyż skromny nauczyciel języka polskiego Piotr Hausvater, kiedy jesienią 1957 r. zakładał we Lwowie ten Teatr mógł się spodziewać, że jego dzieło w trudnych i często dramatycznych warunkach przetrwa dziesiątki lat i tak się wspaniale rozwinie?
MAGICZNY WEHIKUŁ
Teatr — magiczny wehikuł... Niech jedzie od przeszłości, od dawnej świetności polskich teatrów we Lwowie, przez teraźniejszą przestrzeń naszych myśli i serc — ku przyszłości. Niech tę przestrzeń porusza i ubogaca. Naucza, bawi, oświeca, jakby spełniając czy realizując przesłanie z wiersza
Testament mój Juliusza Słowackiego:
Lecz zaklinam — niech żywi nie tracą nadziei
Nauczanie przecież odbywa się także przez słowo, obraz, dźwięk, gest, światło — właśnie przez Teatr ten w sposób szczególny.
Warszawa Wszystkie prawa zastrzeżone. Materiały opublikowano za zgodą Redakcji. TERESA SIEDLAR-KOLYSZKO
Teatr Polski we Lwowie Nowy Dziennik (Nowy Jork, USA) Przeglad Polski (11 kwietnia 2003)
Odpowiem Ci kim jestem i skad sie tu wzialem.
Te strofy o poezji polskiej padly ze sceny Teatru Polskiego we Lwowie w sztuce Mariana Hemara Ostatni tren. Wypowiedzial je "gosc", ktory nawiedzil Jana Kochanowskiego w Czarnolesie.
Wieczor spedzony w Teatrze Polskim we Lwowie byl dla mnie wzruszajacym i glebokim przezyciem nie tylko ze wzgledu na to, ze bylo to spotkanie ze starymi wyprobowanymi przyjaciolmi, ale przede wszystkim dlatego, ze moglam zobaczyc i uslyszec "na zywo" tworczosc dramaturgiczna Mariana Hemara, ktorego znalam dotad tylko z wierszy i piosenek.
Zanim rozpoczelo sie przedstawienie pt. Wspomnij mnie, na ktore zlozyly sie trzy jednoaktowki Mariana Hemara, Zbigniew Chrzanowski - w jednej osobie dyrektor, rezyser i aktor - przedstawil w krotkiej wzruszajacej gawedzie nielatwe dzieje tego teatru, ktory dziala juz 45 lat! Przypomnial tez przybylej z Polski mlodej publicznosci postac i tworczosc lwowianina z krwi i kosci, Mariana Hemara, autora znakomitych tekstow i piosenek kabaretowych, ktore daly mu ogromna popularnosc, ale rowniez autora dziesiatek swietnych sztuk, a miedzy innymi takze tych krotkich jednoaktowek, ktorych bohaterami sa polscy pisarze i poeci: Jan Kochanowski, Ignacy Krasicki i lwowianin Aleksander Fredro. Na scenie przedstawiony jest, jak mowil pan Zbigniew, spor Fredry z Sewerynem Goszczynskim. Zreszta jedna z ich "wymian zdan" przerodzila sie w taka klotnie, ze Fredro wychodzac trzasnal drzwiami i ponoc od tego czasu pisal tylko do szuflady. Dzis obaj pisarze, pogodzeni, spoczywaja w lwowskiej ziemi. Pomnik Seweryna Goszczynskiego stoi na cmentarzu Lyczakowskim, a Aleksander Fredro odpoczywa po powtornym pochowku w krypcie kosciola w Rudkach pod Lwowem.
Tak wiec wieczor w Teatrze Polskim we Lwowie byl spotkaniem z polska literatura, i do tego po czesci lwowska, bo Marian Hemar - nieodrodne dziecko Lwowa - najpierw w Warszawie, a pozniej na emigracji tesknil do miasta swojej mlodosci, pisal o nim wiersze, ktore dzis lwowski teatr ma w repertuarze.
Pozno juz wieczorem, a wlasciwie noca zasiedlismy z panem Zbigniewem w glebokich fotelach i przy herbacie, podanej obowiazkowo z dobrymi konfiturami, rozmawialismy o tym niezwyklym teatrze, o garstce Polakow, ktora stworzyla teatr polskiego slowa.
- Teatr trwa - zaczal pan Zbigniew - i moze grac ambitny repertuar, bo znalezli sie utalentowani ludzie kochajacy teatr. To sa wprawdzie amatorzy: inzynierowie, nauczycielki, plastycy, ale mozemy z nimi grac nawet wielka dramaturgie polska i swiatowa, oczywiscie bardzo rozwaznie uwzgledniajac nasze warunki, bo przeciez przedstawienia odbywaja sie na malej scenie, 5 na 5 metrow, ale jak nam za malo sceny, potrafimy wyjsc na widownie. Tak bylo z Kartoteka albo w Snie nocy letniej - cala widownia z publicznoscia byla wlaczona w przedstawienie. Nasz teatr miesci sie w dawnym palacu Bielskich, ale po 1939 roku tu byla siedziba Zwiazku Literatow Polskich, rej wodzila w nim Wanda Wasilewska. Sala, w ktorej gramy, byla w dawnym palacu prawdopodobnie sala bilardowa, bo balowa, tzw. lustrzana, miescila sie w skrzydle frontowym. Budynek zaprojektowal znakomity lwowski architekt Baginski; do konca zycia byl profesorem Politechniki Lwowskiej, a dzis spoczywa na cmentarzu Lyczakowskim.
- Wiem, ze Pan nie mieszka teraz we Lwowie.
- Tak los zrzadzil. A kiedy musialem opuscic Lwow w 1983 roku, zatrzymalem sie najdalej jak mozna bylo, bo w Szczecinie. Tam zaproponowano mi prace w Teatrze Polskim, tam zetknalem sie z codzienna praca w zawodowym zespole. Roznie sie moje losy toczyly, ale powolutku zaczalem sie znow zblizac do Lwowa. Przez Walbrzych, Wroclaw, gdzie pracowalem jakis czas w telewizji. A kiedy pojawila sie mozliwosc objecia dyrekcji Zamku Kazimierzowskiego, ktory jest filia Centrum Kulturalnego w Przemyslu, szybko sie zdecydowalem i od tego czasu jestem w Przemyslu. Bardzo sobie to chwale, bo to przeciez blisko Lwowa. Nie musze zrywac wiezi z moim teatrem, moge bywac tu przynajmniej raz w tygodniu. Moge zaplanowac proby, moge przyjechac tylko na przedstawienie, tak jak dzisiaj, i jutro wrocic do pracy. Przez jakis czas moj kontakt byl bardzo utrudniony nie tylko ze wzgledu na odleglosc, ale nie bardzo chcialem ingerowac w sprawy teatru, zeby nie zrobic zespolowi wiecej szkody niz pozytku. Bo trzeba powiedziec, ze zostalem z tego teatru usuniety dyscyplinarnie.
- Za co?
- "Nie w pore" zlozylem kwiaty pod pomnikiem Mickiewicza, w grudniu 1981 roku, kiedy w Polsce trwal juz stan wojenny. Zdaniem owczesnych lwowskich wladz partyjnych byl to wyraz mojej politycznej niepoprawnosci... Zwolniono mnie, zakazano pracy z teatrem, na szczescie nie zlikwidowano zespolu. Byly wprawdzie przymiarki roznych ludzi, ktorzy chcieli teatr firmowac, ale skonczylo sie tym, ze wzial go w swoje rece Walery. [O Walerym nalezaloby napisac osobno, bo to wyjatkowa postac w zyciu teatru. Rosjanin, przybyl do Lwowa z Syberii, by byc blizej kultury polskiej. Nauczyl sie wladac jezykiem polskim w sposob doskonaly. W czasie swego dyrektorowania wystawil znakomicie Zemste Fredry i zagral Papkina! Obiecuje wiec czytelnikom przywiezc kiedys wywiad z Walerym - przyp. TS-K].
W 1988 roku juz moglem pojawic sie we Lwowie i ponownie objac teatr. A bylo to wlasnie rowne trzydziestolecie istnienia sceny.
- Gdzie zespol grywal przez te wszystkie lata, czy tylko we Lwowie, czy tez udalo sie w innych miastach Zwiazku Sowieckiego, kiedys polskich?
- Od 1964 roku czesto bywalismy w Wilnie. Nasza przyjazn z tym miastem zaczela sie od programu z okazji rocznicy Mickiewiczowskiej. Wystapilismy tam i od tego czasu nasza wspolpraca byla regularna. W Wilnie jest znacznie wiecej Polakow niz nas we Lwowie, sa liczne zespoly artystyczne, jest przede wszystkim zespol Wilia, ktory nas zapraszal, zalatwial sale. Pozniej zajmowal sie nami wilenski zespol dramatyczny, ktory, tak jak my, pracuje do dzisiaj. Teraz spotykamy sie z nimi tylko w Polsce, na spotkaniach teatrow polskojezycznych z zagranicy. Ale wystepowalismy rowniez w Moskwie, i to dwukrotnie. W Moskwie podczas festiwalu polskiej dramaturgii zaprezentowalismy Wesele Stanislawa Wyspianskiego. Do dzis pamietam stojacego za kulisami Stanislawa Lapinskiego i Tadeusza Lomnickiego, ktory ze wzruszenia nie mogl wydusic z siebie slowa. 1969 rok, Moskwa! Wystepowalismy tez w Leningradzie dzieki wspolpracy instytucji pokrewnych, czyli Lwowskiego Obwodowego Domu Nauczyciela i tamtejszego Palacu Kultury. Teatr miescil sie w legendarnym palacu ksiazat Jusupowow, czyli tam, gdzie zostal zamordowany Rasputin. Bylismy w Gabinecie Lustrzanym, w ktorym go schwytano. To przepiekny dworski teatr z widownia mniej wiecej na sto osob, z pieknym barokowym wystrojem, z carska loza posrodku. Ksiazeta Jusupowowie goscili carska pare na specjalnych pokazach czy dworskich spektaklach. I tam wlasnie wystepowalismy.
- Ciekawe: polski teatr ze Lwowa reprezentowal polska kulture w takim miejscu...
- Dzieki temu, ze w Moskwie i w owczesnym Leningradzie znalazlo sie grono ludzi prawdziwie kochajacych polska kulture. To oni jakby utorowali nam droge. Wsrod nich byla niezyjaca juz dzis pani Helena Hodunowa, ktora pracowala w Moskiewskim Towarzystwie Teatralnym. To ona zasugerowala, zeby Wesele Wyspianskiego pokazac na festiwalu, w ktorym braly udzial tylko profesjonalne zespoly!
Mowiac o historycznych scenach, na ktorych gralismy, nie moge pominac jeszcze jednej, tutaj, we Lwowie - Teatru Skarbkowskiego. Wspolnie z ukrainskimi aktorami zrobilismy jubileuszowy wieczor poswiecony Aleksandrowi Fredrze. Przyjechal wtedy profesor Bohdan Zakrzewski z Wroclawia, mial piekne slowo wstepne i oni zagrali Damy i huzary w mojej rezyserii, bo rezyserowalem w tym teatrze w 1975 roku. To byl spektakl, ktory przez dlugie dlugie lata nalezal do repertuaru ukrainskiego teatru, a my z kolei zagralismy jednoaktowke, ktora pani widziala, Dawny spor piora Mariana Hemara. Zagralismy tez fragmenty Zemsty. Na tej historycznej scenie w roku 1998 obchodzilismy 40-lecie. Przygotowalismy galowy wieczor, na ktory skladaly sie fragmenty naszych najlepszych przedstawien, ktore do dzis utrzymaly sie w repertuarze. Ten program powtorzylismy na innej historycznej scenie, zagralismy przedstawienie jubileuszowe w Krakowie na legendarnej scenie Teatru im. Juliusza Slowackiego. Pamietam, jakie tlumy byly na tym krakowskim spektaklu, jak ta sala wspolnie z nami jednym oddechem zyla, to sa chwile niezapomniane... Pozniej, w rownie legendarnym saloniku artystycznym, w ktorym kiedys siadywal Solski, w tej garderobie ze scianami wymalowanymi przez roznych scenografow i autorow zostalismy podjeci symboliczna lampka wina.
- Powiedzial Pan, ze krakowscy widzowie i lwowscy aktorzy "jednym oddechem zyli"...
- Krakowianie potrafia czuc. A to przeciez byl Krakow i Lwow, i kilkusetletnia tradycja kultury polskiej.
Musze powiedziec o jeszcze jednej scenie, niezapomnianej, ale ktora byla obok nas, bo musielismy zagrac na wiekszej przestrzeni. W Palacu Potockich w Lancucie zagralismy Odprawe poslow greckich w sali balowej, gdzie odbywaja sie wspaniale letnie koncerty. Obok tej sali jest slynny teatr dworski marszalkowej Potockiej. Ale to jest malenstwo, "bombonierka" z zachowanym XVIII-wiecznym wystrojem.
A Zemste zagralismy na dziedzincu Zamku Kazimierzowskiego w Przemyslu i w Odrzykoniu pod Krosnem, a wiec tam, gdzie spor Czesnika z Rejentem rzeczywiscie mial miejsce. Spor o mur rozdzielajacy dwie sklocone z soba rodziny. Zamek nazywa sie Kamieniec, jest to cudowne miejsce, prawdziwie "orle gniazdo". Wznosi sie na skale nad dolina i ta sceneria, piekno i swiadomosc, gdzie jestesmy, to wszystko bardzo nas wzruszylo.
Niezapomniany byl tez nasz wyjazd do Londynu i kilku innych miast Anglii w 1994 roku. Niezapomniany z wielu powodow, ale przede wszystkim dlatego, ze jechalismy wprawdzie do obcego kraju, ale do rodakow, do ludzi bliskich, do lwowiakow. Oni nas zaprosili i goscili, a przyjmowali - nie zawaham sie powiedziec - entuzjastycznie. Pamietam, ile bylo obaw, niepokoju, niepewnosci przed ta podroza, jak nas przyjma, czy bedzie dobry odbior, czy bedziemy sie podobac. Ale tak sie zlozylo, ze jeszcze zanim wyjechalismy, spotkalismy sie u nas we Lwowie z legendarna Wlada Majewska i juz ona rozwiala czesciowo nasze obawy, mowiac: "Co sie pan martwi, oni tam czekaja na was, chca zobaczyc tych lwowiakow, ktorzy przyjezdzaja ze Lwowa". Teatr byl przyjmowany entuzjastycznie i pozostawil i tam, na wyspie, i w sercach lwowiakow niezatarte, mile wspomnienia.
- Jak bylo z cenzura w tych trudnych przeciez czasach?
- Zawsze sie zastanawialem, co moge wprowadzic do repertuaru, zeby nie zaszkodzic teatrowi, a ponadto musialem tez uwazac, by nie byc za nowoczesnym, boby mnie okrzyknieto formalista i oskarzono, ze nie gram w duchu realistycznym.
- Czy mlodzi garna sie do pracy w waszym teatrze?
- Sa, sama pani dzisiaj widziala aktorke, bardzo zdolna dziewczynke, ktora w tym roku skonczyla Polska Szkole im. Marii Konopnickiej. Niestety, wyjezdza na studia do Polski. I to jest nasz bol, ze mlodziez, ta najzdolniejsza, korzysta z szansy studiowania w Polsce, jaka ma w tej chwili, a my tracimy najlepsze sily, bo ci mlodzi ludzie nie zawsze wracaja do Lwowa.
- A mlodzieniec, ktory gral Goszczynskiego?
- Ocalal, choc mial dluga przerwe. Studiowal w Drohobyczu i teraz wrocil do teatru. Jest zdolnym aktorem, oczywiscie jeszcze duzo pracy przed nim, ale jest na tyle dojrzaly aktorsko, ze w tej chwili szykujemy go na Papkina w Zemscie. Poza tym jest dobrym muzykiem, wywodzi sie zreszta z muzycznej rodziny. Jego siostra, ktora wczesniej przyszla do naszego teatru, Marysia Latarowicz, wyjechala na studia do Krakowa, skonczyla akademie muzyczna i tam juz zostala. Jak tylko przyjezdza na swieta do rodzicow, gra z nami w okresie zimowym w kilku programach. Mamy taki bozonarodzeniowy program pt. "Szopka lwowska" i Marysia razem ze swoim bratem biora w nim udzial. Ale zdarza sie to coraz rzadziej, bo jest bardzo zdolna pianistka i praca, ktora podjela w Krakowie, nie pozwala na czeste wizyty we Lwowie.
- Dzisiejszy spektakl zlozony z trzech jednoaktowek Mariana Hemara zatytulowaliscie "Wspomnij mnie". Dlaczego?
- Nazwalismy tak program przygotowany przez nas z okazji jubileuszu Mariana Hemara, ktory przypadl w 2001 roku. Jest to jakby apel poety, aby i w jego rodzinnym miescie o nim pamietano.
- Bardzo sie wzruszylam, kiedy Pan na dzisiejszym spektaklu zaczal spiewac "Swieta milosci kochanej Ojczyzny"... Czy wasza publicznosc reaguje podobnie, czy sa wsrod Polakow tacy, ktorzy znaja te piesn?
- O tak! Nieraz mi sie zdarzalo slyszec poszczegolne osoby na sali spiewajace razem ze mna. Jeszcze spiewaja...
- Duzo podrozuje, wszedzie spotykam lwowiakow. Bardzo tesknia, bardzo im ciezko bez Lwowa. Pan jest w szczesliwym polozeniu - przeniosl sie Pan do Przemysla, czyli prawie na rogatki.
- Mnie sie udalo, ale nie wszyscy tak moga zrobic. Moge powiedziec, ze jestem uprzywilejowany, chociaz kazda podroz to prawdziwa wyprawa: dwie granice, a na kazdej postoje, formalnosci, ktore trwaja zwykle ponad poltorej godziny. Jednak jak juz jestem za Mosciskami, jak wjezdzam do Lwowa, czuje, ze wcale nie jestem zmeczony! To miasto tak na mnie wplywa. Chocby dzis - po przyjezdzie poszedlem do teatru, wyglosilem spore slowo wstepne, zagralem przedstawienie, i to po tej wyczerpujacej podrozy, a nie jestem juz mlody. Lwow dodaje mi sil!
- Dziekuje za Pana trud, za rozmowe i zycze, by teatr przez nastepnych 45 lat rozkwital. Moze kiedys zagra "Odprawe poslow greckich" na Wawelu?
- Dziekuje, moze kiedys...
|
2009
20 stycznia 2009 roku odbył się pogrzeb ś.p. Piotra Słobodiana, tancerza Opery Lwowskiej, wieloletniego sympatyka Teatru Polskiego we Lwowie, męża aktorki tego teatru, Ireny Słobodiany.
Cześć Jego pamięci.
| ||
|
Posłuchaj fragmentów audycji pożegnalnej
Pożegnanie ś. p. Walerego Bortiakowa
"SPIESZMY SIĘ KOCHAĆ LUDZI, TAK SZYBKO ODCHODZĄ"
Są tacy, ze śmiercią których niemożliwie się pogodzić.
Ostatni raz go widziałam, kiedy zadzwonił do mnie i powiedział: "Dziś mija 9 dni od dnia śmierci Jerzego Janickiego. Czy mogłabys przyjsc na Lyczakowska kolo kamienicy pod Nr 84, wspomnijmy Jurka, byl moim wielkim przyjacielem".
Zwyczajem prawoslawnych Walery nalal symbolicznie do kieliszka i ostatni rozbil o ziemie ze slowami "On byl moim wielkim przyjacielem Niech ziemia bedzie jemu puchem" Po rosyjsku to. powiedzial.
Walery podszedl do nich. My czekalismy przy kamienicy. Walera dodal: "Wszystko dobrze, ja im wytlumaczylem". Wsiedlismy do samochodu. Za kosciolem sw Antoniego Aleksy powiedzial do Walerego: "Zapraszam do siebie. Chodzmy, posiedzimy i porozmawiajmy".
Szkoda, ze w tym biegu zyciowym tak malo pozostaje czasu wlasnie by usiasc i porozmawiac. Niektore slowa, które czlowiek wypowie pozostaja na zawsze w pamieci. "Nie wiem, co sie na swiecie zrobilo,
Anna Gordijewska, Lwów Ogromna strata dla nas wszystkich, ktorzy znalismy i cenilismy Walere za Jego humor, energie, zapal, artyzm, solidnosc i solidarnosc z lwowskimi Polakami, z ktorymi przezywal sukcesy i porazki przez kilkadziesiat lat wspolpracy w Polskim Teatrze Ludowym. Odszedl jeden z filarow Teatru, czlowiek-instytucja. Bez Niego Teatr nie bedzie juz taki sam. Nie pochodzil ze Lwowa, nie byl Polakiem, lecz zrobil dla polskosci Lwowa wiecej niz niejeden rodowity Polak. Czesc Jego pamieci. Staszek Ja nie moge w to uwierzyc.... a nawet bardziej nie chce. I nieprawda jest, ze nie ma ludzi niezastapionych. Pan Walera jest nie do zastapienia.... Daj Boze, zeby nam sie tak chcialo cokolwiek robic, jak sie chcialo jemu ! Grażyna czesc jego pamieci. z jego ust po raz pierwszy uslyszalam sformulowanie "czlowiek narodowosci lwowskiej". ogromna strata dla Lwowa. Żanna |
Odszedł Walery Bortiakow
Zostawiłeś nas, Drogi Przyjacielu, nie tylko w smutku, ale i w obowiązku uchowania tego wszystkiego, czym Twój Talent obdarzył naszą polską scenę we Lwowie – scenografia, kostiumy, wyreżyserowane przedstawienia, rekwizyty, które dosłownie wyłaniały się z Twoich rąk i palców, byłeś zaiste renesansowym Człowiekiem – wrażliwym i czułym.
Poznaliśmy się tak dawno, że już w tej chwili trudno zliczyć te lata wspólnej teatralnej drogi, byliśmy jak stare dobre małżeństwo, które potrafi sobie wybaczyć i kłótnie i różnice poglądów – sprzeczać się, aż do utraty tchu, aby za chwilę trwać w jak najlepszej harmonii – inspirującej i twórczej.
W te dawne lata, kiedy byliśmy młodsi, zostawaliśmy do późnych godzin nocnych, aby przygotować kolejny spektakl.
Na starych ręcznikach wyczarowywałeś francuskie gobeliny do komedii Molierowskich, prosząc mnie, abym Ci recytował wiersze Gałczyńskiego.
Odjechałeś od nas, Przyjacielu, miejmy nadzieję, zaczarowaną dorożką, tam, gdzie jest spokój i cisza.
Zbigniew Chrzanowski Urodził się 17 lipca 1941 r. w Krasnojarsku na Syberii, po wojnie razem z rodzicami zamieszkał we Lwowie. Skończył tutaj szkołę średnią, Technikum Plastyczne i Instytut Poligraficzny, specjalizując się w grafice książkowej. Pracę zawodową rozpoczął w Ośrodku Telewizji Lwowskiej scenografią do Przygody z Vaterlandem Leona Kruczkowskiego. Jako scenograf współpracował wówczas z teatrami Lwowa, Dniepropietrowska, Omska, Symferopola. Na początku lat 70-tych, przeszedł do zespołu Polskiego Teatru Ludowego Obwodowego Domu Nauczyciela. Przy jego współpracy powstały interesujące inscenizacje Wesela Stanisława Wyspiańskiego, Fantazego Juliusza Słowackiego, Snu nocy letniej Wiliama Szekspira, Pociesznych wykwintniś i Lekarza mimo woli Moliera. W 1985 roku objął kierownictwo Polskiego Teatru, inaugurując je Zemstą Aleksandra Fredry we własnej reżyserii i scenografii. Obok wszechstronnej działalności teatralnej — plastycznej, reżyserskiej, aktorskiej, jego wielka pasją są witraże. W 1988 r. z okazji 30-lecia działalności Polskiego Teatru Ludowego we Lwowie Ministerstwo Kultury PRL przyznało mu odznakę Zasłużony dla Kultury Polskiej.
W uznaniu zasług dla krzewienia kultury polskiej w 1993 roku prezydent RP Lech Wałęsa udekorował Walerego Bortiakowa Krzyżem Kawalerskim Orderu Zasługi RP. |
Zdjęcia: Marek Domaradzki
Premiera "Wesela" Stanisława Wyspiańskiego
18 marca 2007Udział wzięli: Irena Asmołowa, Walery Bortiakow, Andrzej Bowszyk, Zbigniew Chrzanowski, Ala Dobosz, Elżbieta Gelich, Bogusław Kleban, Alfred Klimczak, Kazimierz Kosydor, Gabriela Kuc, Wiktor Lefarowicz, Luba Lewak, Anatol Lewak, Ernest Maruchacz, Kazimierz Miciński, Jadwiga Pechaty, Roksolana Sadowska, Irena Słobodiana, Natalia Stupko, Krzysztof Szymański, Jan Tysson, Bronisław Zajdel.
Rachela - Jadwiga Pechaty
Panna Młoda - Elżbieta Gelich
Pan Młody - Andrzej Bowszyk
Zosia - Gabriela Kuc
Haneczka - Ala Dobosz
Żyd - Walery Bortiakow
28 stycznia 2007
Jubileusz 75 - lecia Janusza Tyssona, długoletniego aktora i kronikarza Teatru.
Na fotografii z prawej - scena z "Polowania" wg Sławomira Mrożka z udziałem Jubilata.
|
Źycie – poświęcenie W tej chwili tak bolesnej dla wszystkich, którzy znali i podziwiali talent i osobowość Jolanty Martynowicz z niedalekiej przecież odległości czasowej widać, jak całe Jej życie było jednym wielkim poświęceniem dla innych i dla sztuki. Ostatnie lata dzieliła między swoją ukochaną scenę polskiego Teatru we Lwowie , z którą była związana nierozerwalnie od chwili debiutu w 1958 roku i opiekę nad starą Matką. Dosłownie z zegarkiem w ręku, o dziwo, nadążała we wszystkim, pamiętając przy okazji o urodzinach, imieninach i innych ważnych rocznicach swoich bliższych i dalszych przyjaciół, znajdując dla każdego osobne słowa pełne serdeczności i miłości. Urodzona we Lwowie na górnym Łyczakowie w czasie wojny przeżyła trudne i biedne dzieciństwo a przecież potrafiła z powodzeniem zakończyć szkołę, później pracować i uczyć się na Politechnice, utrzymując rodzinę, której była motorem, alfą i omegą, a równocześnie zabłysnąć na scenie przez tyle lat stwarzając cały szereg niepowtarzalnych kreacji aktorskich od tytułowej roli w sztuce G.Zapolskiej „Panna Maliczewska”, na legendarnej Kasandrze z dramatu J. Kochanowskiego „Odprawa posłów greckich” kończąc. Jej niepowtarzalny wdzięk i uroda zjednywały sobie rzesze widzów. Pozostając osobą samotną uniosła ze sobą jakąś tajemnicę i zagadkę. I choć wychowana w warunkach skromnych i nieomal ubogich była prawdziwą arystokratką ducha o wyrobionym smaku. A wszystko to dzięki wielkiej pracy i szerokim zainteresowaniom – podczas licznych podróży służbowych, była przecież cenionym inżynierem – ekonomistą fabryki autobusów we Lwowie, nie opuszczała żadnej okazji aby zwiedzać muzea, teatry, poznawać inne realia. Z zachwytem opowiadała o swojej podróży do Armenii – Erywania i Eczmiadzina – swojej dalekiej jeszcze jednej Ojczyzny, bo płynęła w niej i krew ormiańska po ojcu Władysławie, a od strony matki i dziadków Rolle – krew francuska, ale w tym stopie narodowościowym była Polką, kochającą głęboko swoją Ojczyznę, jej kulturę, swoje rodzinne miasto i jego bogactwo, które współtworzyła. Często się mówi, że nie ma ludzi niezastąpionych – co jest po części prawdą, inaczej rozwój świata stanąłby na miejscu – ale z odejściem pewnych ludzi kończą się epoki i okresy – niepowtarzalne – starajmy się ocalać je od zapomnienia. Postać Jolanty Martynowicz ocalała na fragmentach filmów, taśmach radiowych i fotografiach, które pomogą nam przedłużyć jej życie. Jedna z jej pierwszych bohaterek scenicznych - młodziutka aktorka Stefcia Maliczewska mówiła – „najważniejsze w balecie są nogi, w operze gardło, a w dramacie ślipia” – Jola kończąc swoją dramatyczną walkę o życie rozmawiała z nami już wyłącznie oczami. W imieniu zespołu Polskiego Teatru Ludowego we Lwowie składam serdeczne podziękowania wszystkim, którzy pomogli nam walczyć o życie i zdrowie naszej koleżanki Joli Martynowicz, a są nimi:
Składam podziękowanie wszystkim wspomnianym ludziom – wolontariuszom, którzy trzymali wraz z nami straż do końca. Zbigniew Chrzanowski, dyrektor Polskiego Teatru Ludowego we Lwowie
Najbliższe plany Teatru:
|